środa, 27 listopada 2013

O sensie cierpienia

"Niech serce Jezusa będzie centrum wszystkich twoich natchnień." o.Pio

Nie, jeszcze sensu cierpienia nie pojęłam, ale coś mi się dzisiaj przypomniało. Gdy po wypadku, już pod koniec wizyty w szpitalu miałam opatrywane rany, spojrzałam na moją lewą rękę, na te pręgi od stłuczonej szyby i … ucieszyłam się, bo rany te były podobne do ran powstałych od biczowania Jezusa w filmie Pasja.

A gdy miałam obdarte ramię i skręcony bark znajomy ksiądz, który wrócił z San Giovanni Rotondo wspomniał o objawieniu o.Pio, w którym Chrystus mówił mu o swojej szóstej ranie, ranie na prawym ramieniu, która powstała od dźwigania Krzyża. Taką też ranę otrzymał o.Pio, który zwierzył się pewnemu człowiekowi, że to właśnie najboleśniejszy stygmat. I jakoś od razu łatwiej mi było znieść moją niepełnosprawność i rana na ramieniu, przestała przerażać.

Można powiedzieć, że o. Pio jest współodpowiedzialny za odnalezienie przeze mnie powołania w budownictwie. Parę lat temu w Kościele mówił świadectwo pewien lekarz, który był uwikłany w sprawy pro in-vitro, antykoncepcji i chyba aborcji. Już nie pamiętam jak to dokładnie było, prawdopodobnie trafił do San Giovanni Rotondo, nawrócił się i zaczął kształcić w kierunku naprotechnologii. Opowiadał też o szpitalu zbudowanym za sprawą ojca Pio, o całym centrum. I wtedy mnie olśniło, że ja będę mogła budować takie szpitale, będę mogła budować kościoły!, domy dla bezdomnych, dla dzieci, które nie mają rodzin. Ostatnio będąc u sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi stwierdziłam, że mogłabym kiedyś współpracować z takimi siostrami i pomagać im w razie konieczności budowy kolejnej placówki wychowawczej, domu dla osób starszych czy kolejnego domu dla zgromadzenia.

Boże, jakie piękne dałeś mi powołanie!

Do o. Pio modliłam się po wypadku. Jest mi też szczególnie bliski przez swój wybuchowy temperament i daje nadzieję, że nawet będąc takim cholerykiem, można zostać świętym!

Dzięki Ci Boże, za dzisiejszy dzień, za pełnienie Twojej woli. Za wizytę w domu, u lekarza. Za to, że z nogą już lepiej i z barkiem też! Za moich przyjaciół! Za to, że sprawiasz, że postępuję tak jak trzeba, a nie tak jak jest wygodniej. Za piękne widoki podczas jazdy pociągiem, za skaczące sarenki i za cudowny wschód słońca. I Różaniec! Za wszystkich ludzi, których mi dajesz na co dzień. Za Adorację i spotkanie Mai i Dominika. Za dzieci ze świetlicy, za moich przyjaciół, którzy tam pomagają. Za drzemkę, artykuły i za to, że pokazujesz mi, na co zasługuję, na jakie traktowanie, na jakiego mężczyznę.

Boże, Ty leczysz mój egoizm, rozpuszczasz to, co skamieniałe w moim sercu kroplami Twojej miłości, dajesz mi co dzień Ducha Świętego, wymagasz, kochasz, obdarowujesz. I jesteś taki hojny! Boże, proszę, spraw bym chciała się podobać tylko Tobie, bym nie zważała na opinię innych, bym nie przejmowała się tym, co o mnie mówią, ale wsłuchiwała się w to, co Ty masz mi do powiedzenia. Obdarzyłeś mnie godnością, nazwałeś Córką, nadałeś tytuł Umiłowanej. A ja ciągle szukam poklasku, szukam chwały od innych, szukam ich akceptacji. Jezu uzdrów moje serce, przyjdź i zamieszkaj w nim…

Bądź uwielbiony, bądź pochwalony Boże w Trójcy Świętej! Bądź pochwalony moim życiem.

Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz