sobota, 20 kwietnia 2013

Potrzeba matką wynalazku, czyli mój testament.

Gdy oddałam swoje życie Bogu, On prowadził mnie za rączkę poprzez naukę wiary, tradycji, religii katolickiej, wiedzy, czucia i pojmowania. Stawiał na mojej drodze konkretne osoby, wydarzenia, wskazówki, abym mogła Go poznać, poznać siebie i zacząć nad sobą intensywnie pracować. Bo tego wymaga pójście za Nim.

Bóg chce byśmy byli szczęśliwi! Ale czasami jesteśmy tak poplątani, przysypani kurzem i nieprzygotowani do przyjęcia Jego daru, że musi upłynąć pewien intensywny i ciężki czas formowania naszego ducha, serca, psychiki, byśmy mogli żyć pełnią. Uwielbiam to sformułowanie „żyć pełnią”, „mieć życie w obfitości”. Tak, tego chce dla nas Bóg! On napełni nas Swoją radością i miłością, które przewyższają i zagłuszają wszelkie trudności i cierpienia. Jeszcze mi do tego daleko, jeszcze długa droga i walka, z upadkami, z moją własną słabością i grzesznością, które odbierają łaskę, odbierają radość i ten taki cudowny pęd życia. Pęd życia, najpiękniejszy okres w dziejach duszy. Uzyskujesz go, gdy słuchasz Boga, wytrwale się modlisz, często przyjmujesz Najświętszy Sakrament i powierzasz swoje życie i wszystkie sprawy w Jego ręce. Bóg posyła Cię, wtedy tam, gdzie czerpiesz ogromną radość z pracy, nauki i wszelkich podejmowanych inicjatyw. Czasami przychodzą ciemniejsze chwile, ale rozpromienia je ufność i zawierzenie Bogu. Rozwijasz swoje pasje, odkrywasz talenty, wykorzystujesz ich coraz więcej i więcej. Poznajesz swoje powołanie. Umiesz kochać ludzi, wszystkich! Być dla nich życzliwa i służysz im pomocą, gdy tylko jej potrzebują. Nie oceniasz ludzi, nie zazdrościsz. Jesteś tak szczęśliwa obecnością Boga w Twoim życiu i tym wszystkim, co dzieje się, dookoła, że emanujesz tym na innych. Czujesz się jak w niebie. Tak, to zapewne jest to uczucie, które choć odrobinkę przypomina stan duszy, gdy znajduje się ona w Niebie. Ale zdarzają się upadki, okresy ciemności, kiedy nie widzi się obecności Boga w swoim życiu, kiedy szuka się Go, a On nie daje się znaleźć. I wtedy trzeba ufać. Zacisnąć zęby, złapać się Pisma Świętego, modlitwy, adoracji, Mszy i wręcz zmuszania do modlitwy, byle by wytrwać. No, bo skoro wierzę, że Bóg jest, to On jest przy mnie zawsze, nawet wtedy, kiedy mi się wydaje, że Go nie ma.

Zawierzenie życia Bogu, nie, to nie jest łatwe. Jeśli masz w swoim życiu coś, co Cię jakoś związuje, nie możesz oddać Mu swojego życia. Bóg musi Cię najpierw od tego uwolnić, uzdrowić, zasklepić rany, jeśli ktoś Cię kiedyś skrzywdził. Musi uzdrowić Cię z egoizmu i pychy, z robienia z siebie boga i pana swojego życia, z wszystkich grzechów, jakie na Tobie ciążą, z nałogów, przywiązać, chorych relacji.  Z wszystkiego, co do tej pory w Twoim życiu nie pochodziło od Niego, a źle na Ciebie wpływało. Żeby oddać swoje życie w ręce Boga, trzeba czuć się wolnym, być wolnym. Bo tylko aktem własnej nieprzymuszonej woli człowiek może zawierzyć się Jezusowi i prosić o Jego Ducha. W naszym sercu musimy zrobić dla Niego miejsce. Wyrzucić wszystkie śmiecie, rozstać się z tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, a co nie jest dla nas dobre. Bóg, gdy się oddaje Mu stery życia może je poprzewracać do góry nogami. Czasami może się wydawać, że przecież wszystko jest nie tak, często można nie rozumieć, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. I wtedy znów trzeba zaufać. Nikt nie kocha nas tak jak On, nawet nasi rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, nikt. On kocha nas bezgranicznie. I zależy Mu tylko na tym byśmy byli szczęśliwi, byśmy nie marnowali życia, czasu, jaki mamy na ziemi, na rzeczy błahe, na życie marnym życiem. Ale byśmy się nieustannie rozwijali, doskonalili, cieszyli się darem życia i pędzili by trafić kiedyś do Nieba, a nie na wieczne potępienie. On chce byśmy kiedyś zaznali tej takiej nieogarniętej, wiecznej radości i szczęśliwości, braku cierpienia, problemów i walki, ciągłego przebywania z Nim twarzą w twarz.
Właśnie, śmierć! Steve Jobs powiedział, że świadomość, że umrze pomogła mu podjąć najważniejsze decyzje w życiu. Do mnie też to w końcu dotarło, choć jeszcze niedostatecznie, choć jeszcze często o tym zapominam. Przecież każdy mój dzień może być tym ostatnim, więc co mnie obchodzą opinie innych, to, że ktoś mówi, że nie dam rady, albo wszystko świadczy o tym, że jestem skazana na porażkę. Skoro jutro mogę umrzeć, to chcę umrzeć walcząc o marzenia i spełnianie swojego powołania życiowego. Skoro tym, któremu zawierzyłam swoje życia i który obdarza mnie swoimi darami jest Bóg, to jak mogę o Nim nie mówić innym. Mówi się, że życie poświęcone innym warte jest przeżycia. Myślę, że to prawda. Tylko wtedy, gdy, przestawałam koncentrować się na sobie, mogłam poczuć się naprawdę wolna i szczęśliwa. I dopiero, gdy moje cele zawodowe skierowałam ku innym, ku jakiemuś głębszemu sensowi dopiero nabrały one dla mnie znaczenia i teraz jestem w stanie walczyć o nie do upadłego i w dodatku wierzę, że Bóg walczy razem ze mną, a często za mnie.

Przed maturą i po byłam na pielgrzymce pieszej na Jasną Górę. Tak, byłam buntowniczką i jak dzisiaj patrzę na to wszystko to widzę, że moja wiara była znikoma, a Boga w ogóle nie znałam. Ale jakimś cudem umiałam mimo wszystko zawierzyć Mu mój ostatni rok w liceum, maturę i studia.

Niestety na studiach moja wiara utonęła. Jedyne, co mnie trzymało przy Bogu, to nie coniedzielna Msza Święta. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że nie tyle wierzę, co wiem, że Bóg jest, ale dla mnie jakoś nic z tego nie wynikało, to nic nie znaczyło. Żyłam według własnego widzimisię aż do rekolekcji wielkopostnych 2 lata temu. Cudem na nich byłam, cudem wysiedziałam w kościele pierwszego dnia i podczas kolejnych trzech. Były to rekolekcje z panem Leszkiem Dokowiczem, przesyłam Ci pod spodem link do filmu o działaniu Ducha Świętego, który był wtedy puszczany i świadectwo pana Leszka. 

O Duchu Świętym:      http://www.youtube.com/watch?v=Cmo7Zuce0tg

Warto czytać, słuchać świadectw. Mają ogromną moc oddziaływania, motywacji, podnoszenia, kreowania własnego zdania. Piękne jest świadectwo gitarzysty Korna, albo Adamka, pana Dariusza Basińskiego, Ireneusza Krosnego, Litzy z Luxtorpedy (https://www.youtube.com/watch?v=axKx5G21tBA). W ogóle polecam książkę Radykalni, w której są wywiady ze Stopą, Budzym i Maleo.

Paradoksalnie wielu ludzi zaczyna wierzyć w Boga, gdy zobaczy manifestacje obecności szatana. Piękne jest to, że nie musimy się go bać, jeśli tylko jesteśmy przy Bogu. Bo On jest o wiele, wiele, wiele, … silniejszy od demonów. 
Warto mieć świadomość obecności złego na świecie. Wtedy wiadomo, z kim walczysz i w jaki sposób masz się bronić przed jego działaniem.

Tu masz coś o talentach:

A tu strony z pięknymi cytatami i opowiadaniami:
http://droga-gwaltownika.blogspot.com/
http://podroz-kobiety.blogspot.com/

Mam nadzieję, że coś z tych materiałów zobaczysz, coś przeczytasz. Pamiętaj, wystarczy się modlić, ufać, powierzać, prosić o uzdrowienie. Bóg tylko na to czeka, na nasze „tak”.

Chciałabym, żeby ze mną było kiedyś tak:
"Wierzyć to żyć wiara, czyli żyć w codzienności z Panem Bogiem, będąc szczęśliwym i tak naprawdę swoją osoba pokazując to na zewnątrz, bez takiej nachalności. Niech ludzie zaczną się zastanawiać, co jest z nami, że jesteśmy tacy zadowoleni i szczęśliwi, a wtedy wylejmy im to, dzięki komu tak jest."
Arkadio – raper

I Tobie też tego życzę!

Dobrego dnia :)



Nie bój się!

Nie bój się ryzykować, nie bój się tego, który próbuje cię zniechęcić do wszelkiego działania.
Trwaj w Tym, który cię umacnia! 


"Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać?
Pan obroną mojego życia:przed kim mam się trwożyć?"
 "Moje serce bać się nie będzie", 
"nawet wtedy będę pełen ufności". 
"Albowiem On przechowa mnie w swym świętym namiocie w dniu nieszczęścia." 
"Ufaj Panu, bądź mężny, niech się twe serce umocni,  
ufaj Panu!"
Psalm 27(26)