wtorek, 9 grudnia 2014

Wtedy jest Boże Narodzenie.. Jasełka

św. Jan Bosko: 

Drogie dzieci, dzisiaj opowiem wam o najbardziej szalonym czynie miłości Pana Boga.

Wyobraźcie sobie miejsce, w którym jest najlepiej na świecie, wprost cudownie, macie wszystko, czego Wam do szczęścia potrzeba, kochanego Tatę przy swoim boku, usługujących Aniołów na każde zawołanie, żadnych trosk, płaczu czy cierpienia, otacza was piękna natura. Po prostu raj. Jednak jest jedna sprawa, która ciągle was zasmuca. Ludzie, których bardzo kochacie nie mogą być tam z wami. Wasza radość nie jest pełna, bo nie możecie jej dzielić z bliskimi, okropnie za nimi tęsknicie i wiele byście oddali by mogli razem z Wami cieszyć się tym pięknym miejscem.

Tak tęskni za nami Pan Bóg. W Niebie jest wszystko, ale nie ma tam nas. Dlatego musiał wymyśleć jakiś sposób, żeby pomóc nam zasłużyć na Niebo. Bo my niestety, jesteśmy tylko ludźmi i często upadamy, źle traktujemy innych, zapominamy o tym, co ważne i gubimy się w świecie doczesnym. I tak posłał Bóg Swojego Syna na świat, aby stał się człowiekiem, pokazał nam jak żyć i wziął na siebie nasze grzechy.

A początek był taki:

Dawno, dawno temu, jakieś 2000 lat wstecz, w mieście Nazaret mieszkała młoda kobieta o imieniu Maryja. Maryja była bardzo pobożna i piękna. Wydano ją za mąż za nieco starszego Józefa.

Pewnego dnia, gdy była sama w mieszkaniu ujrzała przed sobą dostojną postać, wyglądającą jak rycerz w lśniącej srebrnej zbroi. Bardzo się przestraszyła. A stwór, który był Aniołem, ni z tego ni z owego przywitał się i powiedział jej, że jest piękną i wyjątkową kobietą i że Bóg nieustannie nad nią czuwa. Na imię miał Gabriel. Maryja już całkiem osłupiała, nie miała pojęcia, co się dzieje. A Gabriel kontynuował i zaproponował jej wyjątkową misję do wykonania. Misję noszenia w swoim brzuszku, urodzenia i wychowania dziecka, które będzie prawdziwym Synem Boga. Stanie się to w wyjątkowy, tajemniczy sposób, za sprawą Ducha Świętego. Będzie to wielki człowiek, Syn Boga, który zostanie królem narodu żydowskiego. Maryja nie rozumiała, co się dzieje, była prostą kobietą, jednak głęboko ufającą Bogu. Dostała od Anioła zapewnienie, że dla Najwyższego nie ma rzeczy niemożliwych. I z pokorą przyjęła swoje zadanie, w ciemno.

Jednak miała pewien problem, nie miała pojęcia jak wytłumaczyć mężowi, że zaszła w ciążę, dlatego uciekła na trzy miesiące w góry do swojej kuzynki Elżbiety. Gdy wróciła nie dało już się ukryć jej stanu a Józef wpadł z panikę. Bardzo kochał Maryję, ale nie rozumiał skąd wzięło się dziecko w jej łonie. Wiedząc, że za zajście z ciążę nie ze swoim mężem grozi kara śmierci, chciał ją jakoś po cichu wyprowadzić z miasta. Na szczęście zainterweniował Anioł, który we śnie, wyjaśnił mu, co się dzieje i przekonał by przyjął do swojego domu brzemienną. Zamieszkali razem, a Józef troszczył się o nich każdego dnia.

Sześć miesięcy później, podczas podróży do Betlejem na spis ludności, nadszedł dla Maryi czas porodu. Józef przewoził Maryję na osiołku od domu do domu, pukając i prosząc o gościnę na choć jedną noc. Jednak nikt ich nie przyjął. W końcu znaleźli jakąś opuszczoną stajnie i tam pozostali. Maryja urodziła Chłopca i położyła Go w żłóbku, z którego na co dzień jadły zwierzęta. Warunki były trudne, ale radości młodych rodziców i tak nie było końca. Pierwszymi, których Bóg przyprowadził do stajenki byli prości pasterze, bardzo chciał im pokazać Swojego Syna. Następnie z wizytą przybyli trzej Królowie, znający przepowiednie o narodzinach króla i chcący oddać Mu należny hołd. Dzieciątko spokojnie spało w żłóbku a czuwająca Matka nadal nie pojmowała tego, co się dzieje, ale ciągle ufała Bogu.

To był początek, później było całe życie Jezusa, bo tak dzieciątku dano na imię. Przez trzydzieści lat prostego życia, przygotowywał się do tego, by przez trzy lata głosić ludziom wyzwolenie, leczyć ich choroby, pomagać zwalczać ich słabości, wyciągał rękę do drugiego człowieka, litował się nad cierpiącymi, nauczał jak żyć, opowiadał o Bogu, troszczył się o wdowy i ubogich. Kochał dzieci. Nikogo nie przekreślał, nikogo nie sądził, nikogo nie oceniał. Szczególnie upodobał sobie słabych, więźniów i grzeszników. Poświęcił swoje życie dla innych. Dla nas. Został niewinnie skazany na okrutną drogę męczarni i śmierć na Krzyżu. I oddał swoją śmierć Bogu, jako wynagrodzenia za nasze grzechy, byśmy mogli razem z Nim przebywać w Niebie, w stanie wiecznej szczęśliwości.

On po wypełnieniu swojej misji na Ziemi, wrócił do Swojego Taty. I razem z Nim nieustannie nas wspomaga, bo nasza misja ciągle trwa. Tak i Boże Narodzenie, szalony czyn miłości Pana Boga, może nadal trwać, jeśli i My będziemy nieśli światu, to co On nam pozostawił, jeśli i my wyjdziemy poza samych siebie.


"Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata 
 i wyciągasz do niego ręce, 
 jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy milkniesz, 
aby wysłuchać, 
 jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, 
 które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, 
 jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", tym, 
którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, 
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości 
i jak wielka jest twoja słabość, 
 jest Boże Narodzenie.
Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie, 
Zawsze wtedy, jest Boże Narodzenie."

Matka Teresa z Kalkuty