sobota, 10 maja 2014

Relacja ze spotkania z Szymonem Hołownią

 

Już jakiś czas temu wykorzystaliśmy nadarzającą się okazję i zaprosiliśmy do Szczecina pana Szymona Hołownię. Dziennikarz, publicysta, współprowadzący program Mam Talent. Spotkanie odbyło się 4 kwietnia 2014 w auli Wydziału Budownictwa i Architektury Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w ramach Labarotarium Wiary, spotkań organizowanych przez Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego przy Sanktuarium Najświętszego Pana Jezusa w Szczecinie.

Kilka słów o naszym gościu. Studiował psychologię, dwukrotnie wstępował do dominikańskiego nowicjatu. Pracował i publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku Polska”, „Rzeczypospolitej”, „Tygodniku Powszechnym” „Przewodniku Katolickim”, i w tygodniku „Wprost”. Autor dziesięciu książek. Pełnił funkcję prowadzącego licznych audycji i programów w różnych stacjach radiowych i telewizyjnych. Były dyrektor Religia.tv, założyciel portalu internetowego Stacja7.

Przejdźmy do spotkania, które rozpoczęło się burzliwą dyskusją na temat homoseksualistów. Mającą rozstrzygnąć czy mamy ich szanować, czy nie szanować, dać im adoptować dzieci, czy nie dać. I o tym ile jest „tych ludzi” w telewizji i gdzie ich pokazują, a gdzie nie. Najwidoczniej zły robił, co mógł żeby skupić się na czymś, co wzburzy, skłóci, uprzedzi. Próbował budować na nieporozumieniach i niedopowiedzeniach, tak by nikt już nie zauważył niczego dobrego w słowach, które później padną. Na szczęście jałowa dyskusja dobiegła końca.

Rozpoczęła się bardziej urodzajna część spotkania. Zapytano naszego gościa o jego osobistą relację z Panem Bogiem i o odpowiedni sposób patrzenia na zły, bezbożny świat oczami katolika. Pan Hołownia polecił sięgnąć do książki „Moc uwielbienia”, by więcej dziękować a mniej narzekać, oraz radził rozejrzeć się za stałym spowiednikiem, który poprowadzi po drogach duchowego rozwoju, w którym praca nad relacją z drugim człowiekiem odgrywa kluczową rolę. Przypomniał sentencje: „zło jest wtedy, kiedy nie wybiera się dobra”, a co za tym idzie to człowiek, a nie Bóg jest odpowiedzialny za zło i cierpienie tego świata, to są konsekwencje naszych wyborów.

Powinniśmy też pamiętać, że osobista relacja z Bogiem wpływa na całe nasze otoczenie. Jeśli chcemy ewangelizować ludzi wokół siebie, to powinniśmy to robić dając świadectwo dobrego chrześcijańskiego życia, będąc wiernymi wyznawanym wartością, postępując sprawiedliwie, tak by ludzie obserwując nas mogli poznać Boga. „Poprawna ewangelizacja” to nie zmienianie na siłę, oczekiwanie, że ktoś powinien być taki jak my i osądzanie tych, którzy tacy nie są. Mamy ewangelizować „miodem, a nie octem”. Kochać, rozmawiać, pomagać, szanować, a nie wytykać i straszyć piekłem. Nasze życie ma być dawaniem miłości drugiemu człowiekowi. Tak, jest to trudne, ale jeśli naprawdę wierzysz i kochasz Boga, to będziesz pamiętał, że tu nie chodzi o ciebie, ale o Jezusa, o to, by inni też mogli otrzymać od Niego życie, bo On kocha wszystkich i chce by wszyscy mieli życie w pełni. Jeśli wierzysz Jezusowi, to wierzysz Ewangelii i przyjmujesz, że „zło zwycięża się dobrem”. Więc nie tyle zwalczaj zło, choć to też jest ważne, ale przede wszystkim rozsiewaj dobro, życzliwość, uśmiech, pomagaj, zauważaj. Potępiając człowieka, osądzając go wchodzisz w kompetencje Pana Boga, a Nim nie jesteś. „Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (Mt 7,2-3) Ludzie nie wierzą w Jezusa Chrystusa i to jest twoje zadanie.

„Każdy grzech bierze się z pragnienia dobra.”Można mieć piękne, dobre pragnienie, a realizować je w chory sposób. Warto czasem zastanowić się nad swoimi nałogami, wadami, często popełnianymi błędami. Nad tym, jakie pragnienia mamy na początku działania. Ludzie posiadający unikatowe talenty i mogący dokonać naprawdę wielkich czynów, często wpadają w nałogi narkotykowe, alkoholowe czy w uzależnienia od seksu, hazardu. Są to ludzie z wielkim potencjałem, których nic nie mogło zaspokoić, więc poszli za pierwszą lepszą okazją to zaspokojenia, nie mogąc wytrzymać pragnienia. Materiały na naprawdę wielkich, dobrych ludzi marnują się gdzieś na dnie, bo świat podpycha chwilowe zaspokojenia, które tylko degradują człowieka, ku uciesze szatana.

Wielu ludzi próbuje po prostu doczłapać się do śmierci, żyjąc marnie, tak samo z dnia na dzień. Byle tylko nic się nie zmieniało, bo nieznane budzi strach. Ale w życiu chodzi o to, by właśnie zacząć działać i to teraz! Wielu ogranicza Pana Boga poprzestając na małym, stwierdzając, że kto, jak kto, ale ja się do wielkich, pasjonujących rzeczy nie nadaję. Moje działanie i tak nic nie zmieni. Co ja mogę? To jest postawa całkowitego braku wiary, braku zaufania Bogu, który w serce każdego z nas wkłada pragnienie czegoś więcej, zrobienia czegoś wyjątkowego. W naszych sercach drzemie potrzeba zrobienia czegoś dla innych, dania czegoś z siebie i pozostawienia po sobie potomnym.

Co do letniości wiary, to jak to napisał Lewis w „Listach starego diabła do młodego”: „Religia umiarkowana jest dla nas tak samo użyteczna jak kompletny brak religijności – a przy tym zabawniejsza.” Pan Szymon przyznał, że czasem lepiej jest żeby ktoś odszedł od Kościoła, bo wtedy paradoksalnie może odnaleźć Boga. Tkwienie pozornie w Kościele, branie udziału raz na jakiś czas we Mszy świętej, która nic nie znaczy, ale robię tak, bo tak zostałem wychowany. Jezus? W sumie, to nie wiem, Kto to jest, a relacja z Nim, no to już w ogóle nie wiem, o czym do mnie mówisz. Tak wygląda życie katolików, wielu katolików. I moje kiedyś też.

Dobry przykład to nie coś, co ty masz wypracować sam, to coś, co wynika z twojej relacji z Panem Bogiem. Ty nie masz nawracać, planować nie wiadomo jakich działań i wytężać się ze wszystkich sił, tylko skupić się na szukaniu Jezusa i zaspokajaniu twoich pragnień. Pragnień!, nie zachcianek. Pragnienia pochodzą z głębi serca człowieka i nie są ulotne, są dobre, a gdy ich nie zagłuszamy idziemy drogą, którą wskazuje nam Bóg.

Na pytanie o wybór Jezusa, pan Hołownia odpowiedział, że ma On po prostu to „coś”.

Jako lekarstwo na zniechęcenie i brak radości życia nasz gość zaproponował dziękczynienie. Tak na próbę przez dwa-trzy tygodnie dziękować Bogu za wszystko, za rzeczy małe i wielkie, za sukcesy i porażki, za miłe wydarzenia i te nieprzyjemne. I nie ustawać w poszukiwaniu tego, za co możemy być wdzięczni.

Chrześcijanin powinien mieć mentalność zwycięzcy, bo wie, co zrobił Jezus i że na końcu świata, to On, nasz Bóg, króluje, a nas czeka zmartwychwstanie i życie wieczne. Co by się nie działo po drodze: wielkie trudności, walki, upadki, jeśli wytrwamy w Bogu, to na końcu i tak wygrywamy. A gdy mamy tego świadomość to, czego się boimy?

Ze środków do utrzymania kontaktu i świadomości obecności Najwyższego w naszej codzienności Pan Hołownia wymienił m.in.: Eucharystię, Pismo św., modlitwę różańcową i modlitwę Jezusową. Ta ostatnia polega na nieustannym, lub wielokrotnie powtarzanym wersecie: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną" (różne wersje). Modlitwa ta, ma nas utrzymać w nieustannej świadomości obecności Pana Boga, „w Którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Przy okazji nasz gość zaprezentował piękną, kolorową czotkę (modlitewny sznur prawosławny, służący do odmawiania modlitwy Jezusowej), zapewne pochodzącą z Afryki.

Zapytany o rozpoznawanie duchów wspomniał, że złego można rozpoznać po tym, że zadaje pytania, poddając w wątpliwość wszechmoc Boga.

Dostaliśmy czas na ziemi, po to byśmy nauczyli się kochać i żyć dla innych całym sobą. Powinniśmy nauczyć się mądrze wybierać, co pierwsze, na co warto poświęcić czas. Mamy pomagać tym, których spotykamy, na co dzień, działać tam, gdzie żyjemy, pracujemy, uczymy się. Powinniśmy w końcu skończyć ze sporem światopoglądowym, tak rozdmuchanym przez media i polityków. I zająć się tym, co naprawdę ważne.


Właśnie po to, by móc odpowiednio wykorzystać swój czas na ziemi, Pan Szymon zaczął regularnie latać do Afryki, a w kwietniu 2013 roku założył fundacje Kasisi, pomagającą chorym i osieroconym dzieciom w Zambii. Tam, w Afryce, często ktoś umiera, pomimo opieki i podjętego leczenia. Ale realizm śmierci, patrzenie na to, jak umierają dzieci, nie wywołuje w naszym gościu głębokiego, długotrwałego smutku. Wręcz przeciwnie, twierdzi, że patrzenie na śmierć ożywia i sprawia, że człowiek zaczyna zauważać, co jest ważne. A gdy podąża za rodzącymi się pragnieniami w końcu zaczyna się spełniać i spalać dla innych.

Pod koniec spotkania pan Hołownia podzielił się z nami dewizą, według której stara żyć: „Najpierw zobacz w człowieku Chrystusa, rozmawiaj z nim i traktuj go jak Chrystusa”.

Zamartwiając się, już na sam koniec, tym, czy ostro dyskutując z mężczyznami siedzącymi w auli na temat homoseksualistów, patrzył na nich i traktował ich właśnie jak Jezusa, stał mi się szczególnie bliski. Często w przypływie emocji walczę o swoje wartości i racje do upadłego, nie patrząc na to, że gdzieś po drodze gubię Miłosierdzie…

Szymon Hołownia. Człowiek, jak i my. Katolik, jak i większość z nas. Człowiek, zdaje się, że porywczy. Grzesznik, jak i my. Ma wady i zalety też ma. Walczy, by wytrwać przy Bogu, jak niejeden z nas. Szuka ścieżek i popełnia błędy. Robi wiele dobrego, my często lub czasami też. Co go wyróżnia? Jest znany. Więc skoro jest znany to można się go czepiać i oceniać, słysząc tylko jakąś wypowiedzi gdzieś zasłyszaną, będąc na publicznym spotkaniu, czy może przeczytawszy jedną, a może nawet wszystkie napisane przez pana Hołownie książki? I mamy prawo zaglądać do jego portfela, bo przecież nie może naszym czujnym oczom ujść, czy lata do Afryki za darmo i w ogóle skąd bierze pieniądze? Pan Hołownia jest na świeczniku i myślę, że jest tego w pełni świadomy. Ale to nie sprawi, że będzie ideałem ani, że będzie starał się ze wszystkich sił przypodobać ludziom. Bo nie ludziom ma się podobać, a Bogu. Jak to gdzieś wyczytałam: „Katolicy nie są małymi kotkami żeby każdy musiał ich lubić”. Po prostu robi swoje.

W Piśmie św. możemy przeczytać: „Nie tak bowiem człowiek widzi jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16,7b). I tylko On widzi serce człowieka. A na koniec spyta, nie o Szymona Hołownię, nie o innego człowieka, ale zwróci się z pytaniem do Ciebie: czy kochałeś?



O Fundacji Kasisi:

Na koniec piękna zachęta od zacnej Kobiety:

"Ludzie są często nierozumni, nielogiczni i samolubni.
Kochaj ich mimo wszystko!

Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm.
Czyń dobro mimo wszystko!

Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
Odnoś sukcesy mimo wszystko!

Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro.
Bądź dobry mimo wszystko!

Szlachetność i szczerość wzmagają twoją wrażliwość.
Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko!

To, co budujesz latami, może runąć w ciągu jednej nocy.
Buduj mimo wszystko!

Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twej pomocy, mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz. Pomagaj mimo wszystko!

Dając światu najlepsze, co posiadasz, otrzymujesz ciosy.
Dawaj światu najlepsze, co posiadasz, mimo wszystko!"

bł. Matka Teresa z Kalkuty