poniedziałek, 1 czerwca 2015

"Relaks pełną gębą"

Są chwile, które nie wierzysz, że trwają, póki trwają. Są walki prowadzone samotnie, jakby przy okazji, choć zmieniają twoje życie na zawsze.

Jak cudownie jest siedzieć w kajaku i wiosłować. Na początku jest ciężko i musisz przystosować się do odmiennych warunków niż te, w których przyszło ci żyć na co dzień. Później wysiłek staje się znośny, wpisany jakby w naturalny bieg życia. Płyniesz dalej i po jakimś czasie wychylasz głowę zza ogromu pracy, poza sterowane pędem nurtu pole widzenia. I dostrzegasz ogrom otaczającego cię piękna. Wchodzisz w rytm wody, słońca, zieleni, mimo że przecież nadal wiosłujesz. Błyszcząca tafla jeziora, promyki połyskujące pomiędzy konarami drzew. Głęboka toń ciszy i ukojenia, pomimo zmęczenia. Stapiasz się z krajobrazem, śmiejesz z odcisków i z zabawy ze znoszącym na złą stronę prądem. Bo przecież wiesz, że i tak w końcu dopłyniesz. Bezbronni i zdani jedynie na Najwyższego, bo jak można by było polegać na martwym wiośle i łódce. A On jest, i słucha, i wysłuchuje próśb, choćby o znośną pogodę. Kochany jest.

W kajaku jak w małżeństwie. Najpierw poznajesz tę osobę na nowo, bo przecież ani to ląd, ani powszednia codzienność, do której jesteśmy tak przyzwyczajeni. Później nieco zgrzyta, a bo to trudności, bo inne charaktery. Aż wszystko się uspokaja, oczywiście nie tak, że już na zawsze... ;)

Wszystko po to, by na końcu płynąć równo, czytając sobie w myślach, odgadując, czy teraz wiosłujemy bardziej w prawą, czy lewą stronę i czy druga osoba nie jest przypadkiem zmęczona, czy czegoś nie potrzebuje. Wspólna przygoda, by razem cieszyć się życiem, przezwyciężać trudności, być dla siebie oparciem, rozmawiać, słuchać, tak po prostu przy sobie być. Bo wiemy, że za którymś zakrętem czeka na nas Upragniona Meta i oboje chcemy do niej dopłynąć.