środa, 11 marca 2015

Magisterka

Cel piękny, renowacja Dziewoklicza, przebudzenie turystyki żeglarskiej w tym rejonie, aktywizacja sportów wodnych i plażowych, reklama ruchu na wolnym powietrzu, odświeżenie wizerunku, podkreślenie walorów, uatrakcyjnienie oferty. Stworzenie azylu, gdzie wśród natury można by było odpocząć od gwaru i pośpiechu miasta, gdzie dzieci mogłyby się bezpiecznie bawić, a dorośli na chwile zapomnieć o świecie pieniądza. Wykazanie wielkiego potencjału, jaki ma ten skrawek szczecińskiej ziemi, naszej małej ojczyzny.

Wystarczy kartka i ołówek? Nie do końca.

Zawsze, kiedy cel, do którego dążę jest większy od moich umiejętności zastygam w paraliżu braku wiary. Bo przecież nie dam rady, nie potrafię, nigdy tego nie robiłam. Liczne próby podjęcia walki i wzięcia byka za rogi spełzają na niczym. Porażka za porażką. Już niby brnę w temat, planuję i… ręce mi opadają. I tak wielokrotnie. Sytuacja po ludzku beznadziejna. Najlepiej byłoby się poddać, zmienić temat, znaleźć pracę i skupić się na tym, żeby za coś się utrzymać, w końcu najwyższa pora. Logiczne, nawet racjonalne i dlatego niepasujące do mojego życia. Stara zasada brzmi: „mierzyć siły na zamiary”, znam, słyszałam. Dlaczego więc sięgam po coś, co leży na zbyt wysokiej półce?

Po prostu weszło mi to w nawyk.

Od czterech lat uczę się chodzenia pod prąd, ale nie na przekór, w formie ślepego buntu, tylko podważając opinię ogółu, szukając prawdy i wolności, która odpowiadałaby na potrzeby mojego własnego wnętrza.

Gdybym mogła liczyć tylko na własne siły nie nawróciłabym się cztery lata temu, a raczej nie zaczęłabym się nawracać, bo przecież to proces na całe życie. Nie wytrzymałabym w kościele do godziny 23 każdego dnia wielkopostnych rekolekcji tamtego roku, podczas gdy wcześniej wychodziłam z niedzielnej Mszy zaraz po błogosławieństwie. Nie poszłabym na katolicką dyskotekę bez alkoholu. Nie wylądowałabym na Mszy z egzorcystą. Nie znalazłabym się w duszpasterstwie, które jawiło mi się, jako zamknięte towarzystwo ludzi świętych, niemających nic wspólnego ze zwykłymi grzesznikami. Nie pojechałabym na „odową” wrześniową wyprawę w ukraińskie góry z ludźmi, których w ogóle nie znałam. Nie zmieniłabym swojego życia, towarzystwa, w jakim się obracałam, sposobów na spędzanie wolnego czasu. Nie poznałabym tylu tak cudownych ludzi. Nie odkryłabym tak wielu talentów. Nie wychodziłabym naprzeciw trudnością. Nie poznałabym i nie rozwinęła w sobie tych unikalnych kobiecych cech i zdolności, instynktu macierzyńskiego. Nie przeszłabym przez każdy kolejny semestr studiów, kiedy to więcej czasu spędzałam w duszpasterstwie, na spotkaniach czy wyjazdach, niż na siedzeniu nad książkami i na nauce. Nie podniosłabym się tak szybko po wypadku, nie umiałabym odnaleźć sensu we wszystkim, co trudne. Nie podjęłabym się pisania i obrony inżynierki w czasie, gdy nawet leżąc odczuwałam ból. Nie wytrzymałabym tylu dni przekicanych o kulach, kolejek u lekarzy, ganiania na zabiegi i rehabilitacje. Załamałabym się każdą pesymistyczną opinią lekarską. Pozwoliłabym sobie na odgrywanie roli biednej i schorowanej po operacji. Nie walczyłabym o moje studia. Już dawno przygniotłoby mnie wiele spraw. Choćby ta nieudolna walka z magisterką.

Czasami jest ciężko i nie zawsze znajduję w sobie siłę by cieszyć się życiem i tym, co posiadam. Zdarza się, że mam wrażenie, że już więcej nie uniosę i opcja poddania się, wygląda jak kusząca oferta roku. I pewnie poddałabym się, gdyby nie wiara. Wiara w to, że Bóg jest i wspiera każdego dnia. Niekiedy zwleka z pomocą, pokazując, że sama sobie z tym poradzę. Nie raz dopuszcza trudności żebym mogła się czegoś nauczyć. W Jego rękach wszystko ma sens. Nawet, gdy się pogubię, On potrafi to wszystko rozplątać i wskazać drogę wyjścia. Nie traktuje mnie jak jakiejś zabawki w labiryncie przeznaczenia. Daje mi wolny wybór na każdą chwilę życia. W Jego oczach mam nieskończoną, niezbywalną godność i wartość. On widzi cały mój potencjał i wszystkie słabe strony. Wie, do czego jestem zdolna, nad czym jeszcze muszę popracować. I prowadzi mnie po najlepszych drogach, gdy tylko zapytam i posłucham Jego podpowiedzi.

Czasami wybiera dla mnie zbyt wysokie półki, po to bym mogła do nich podrosnąć. Żebym nie zatrzymała się, tylko sięgała coraz wyżej.