wtorek, 11 października 2016

11.10.2016

Pisz, pisz, pisz. Ale, o czym?

O tym, że ostatnio mam jakiś spadek energii i sił mi na wszystko brakuje? O tym, że piękne jest życie we dwoje, kiedy po raz kolejny zakochujesz się w tym samym mężczyźnie. Że potrzebne większe mieszkanie. Że jakieś paskudne mole po kuchni grasują i nie wiem jak je wybić. Że zwymiotowałam dzisiaj… herbatę. I mimo, że większość kobiet w ciąży może jeszcze pracować, ja od prawie dwóch miesięcy koczuję w mieszkaniu, mając na przemian dni pełne energii i wyczerpania, na początku zagrożoną ciąże, a potem nieuleczalne przeziębienie.

Marzy mi się jakaś aktywność, pomaganie innym. Czuję się jakaś taka niepotrzebna. Na szczęście mój kochany Mąż nieustannie wpaja mi do głowy, że teraz muszę przede wszystkim pomóc dzieciom żeby całe i zdrowe przyszły na świat, a na co dzień i tak mu sporo pomagam. Wszystko w miarę sił.

Wczoraj nawet próbowałam obudzić się kawą, niepitą od 2 miesięcy, ale nie dałam rady wypić więcej niż 2 łyki. Ja, wytrawna kawoszka, pijąca po 3, 4 kawy dziennie! I odrzuca mnie, odrzuca mnie nawet jej zapach! Koniec świata.

Marzy mi się codzienna Msza święta, marzą mi się spacery.

Ładuję akumulatory przy spotkaniach z bliskimi. Te chwile, kiedy jestem w pobliżu ludzi, których kocham i którzy obdarzają mnie tym szczególnym ciepłem, dają mi siłę iść dalej. Jakbym urwała taki spory kawałek Bożej Miłości już tu na ziemi.

Ludzi, tak bardzo brakuje mi ludzi, człowiekiem stadnym jestem i nic na to nie poradzę. A wszyscy zalatani w październikowym ferworze.

Szukamy wspólnoty, jakiejś ostoi dla wzrastania w wierze, żeby się w tej codzienności nie pogubić i poczuć, że nie jesteśmy sami.

Modlitwy o siły potrzeba.

Za dwa dni zobaczę Dzieciaczki!