środa, 21 grudnia 2016

Rok i sześć miesięcy

"Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana,
królewskim diademem w dłoni twego Boga.
Nie będą więcej mówić o tobie "Porzucona",
o krainie twej już nie powiedzą "Spustoszona".
Raczej cię nazwą "Moje w niej upodobanie",
a krainę twoją "Poślubiona".
Albowiem spodobałaś się Panu
i twoja kraina otrzyma męża.
Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę,
tak twój Budowniczy ciebie poślubi,
i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy,
tak Bóg twój tobą się rozraduje." (Iz 62,3-5)


Jakiś czas temu "dostałam" ten fragment od Pana Boga i byłam pewna, że pójdę do zakonu. Okazało się, że narzeczony pracował w budowlance, kiedy braliśmy ślub. Nie jesteśmy w stanie odgadnąć wszystkich Jego myśli i planów. Ale nie powinniśmy przestać szukać. Szukać Jego woli, a nie naszej.

Związek wydawał mi się czymś ponad siły. Wyrzekać się siebie, ustępować, rezygnować. Mieć czyjeś dobro na uwadze tak samo jak własne, a często oddawać temu drugiemu to, co "mi się należy". Robić przegląd swoich wad niczym w powiększającym lustrze w relacji tak bliskiej, że wszystko prędzej czy później wyjdzie na wierzch. Przyznawać się do błędów i za nie przepraszać, nawet wtedy gdy całym sobą chcemy przejść obok nich obojętnie i zapomnieć. Odkryć przed kimś całą przeszłość i zranienia, pokazać swoją kruchość i słabość pomimo lęku przed krzywdą. Być sobą, nie zakładać masek, nie udawać, być szczerym, nawet gdy to wymaga niemałej odwagi i może kogoś dotknąć. Troszczyć się o tę drugą osobę, o to by czuła się kochana, akceptowana, chciana, ważna, o jej potrzeby. Słuchać co ma do powiedzenia i żywo się nią interesować. Wspierać w realizacji planów i marzeń. Wierzyć w nią, dodawać otuchy. Przytulić, gdy jest źle. Chwalić, doceniać i mówić o tym co nam się podoba i nie podoba. Być delikatnym i wyrozumiałym. Pracować nad sobą, dbać o siebie, by ta druga osoba czuła, że nadal chcemy się jej podobać, że dla niej warto się starać. Cieszyć się razem z małych rzeczy i wielkich sukcesów, dzielić troski. Zaskakiwać miłymi niespodziankami. Celebrować wspólne chwile, dawać czas. Nie uciskać, tylko szanować wolność i inność. Być wiernym i oddanym. Wytrzymać gdy ciężko, nie poddawać się, tylko walczyć o siebie nawzajem. Pomimo zmęczenia, dać w siebie więcej. Modlić się razem i za siebie i dbać o to byśmy spotkali się w Niebie. 

A jednak pomimo tego, że nie wierzyłam, że mogę dać radę, Bóg postawił na mojej drodze człowieka, z którym chcę spędzić resztę życia. Powierzył nas sobie. Bywa ciężko, a są dni kiedy czujemy, że tu na ziemi spacerujemy z Najwyższym po Raju. Jest coś cudownego w widoku szczęśliwej twarzy męża, w poczuciu jego bliskości, w tym, że idziemy razem, mając tę drugą osobę obok. Małżeństwo to takie codzienne szlifowanie, by kiedyś stanąć lśniącym przed Bogiem.

Warto, warto szukać Jego drogi, pytać, słuchać. Nam może się wydawać, że się nie nadajemy, że to za dużo, nie dla nas. Ale gdy za pójdziemy ścieżką, którą On wybrał, dzieją się cuda.


czwartek, 1 grudnia 2016

Zostawić 99 owiec

Narzeczeństwo, piękny czas. U nas trwał niecałe pięć miesięcy, czy to za mało? Z dzisiejszej perspektywy (siedem miesięcy po ślubie) stwierdzam, że w naszym przypadku nie.

Odkąd tylko zaczęliśmy się spotykać, staraliśmy się opierać nasz związek na Panu Bogu. Z pomocą przyszły nam konferencje o. Szustaka tzw. "Pachnidła" (https://sklepmalak.pl/pl/p/Pachnidla-PAKIET/178). Przypadkiem nasz związek rozwijał się w miarę słuchania nagrań, a że są one ułożone chronologicznie od szukania po zaręczyny i czas po ślubie, to oświadczyny mojego Męża wypadły nieco później niż przesłuchaliśmy o nich konferencję.

Cały ten okres był bardzo intensywny. Bóg tak to poprowadził, że dostaliśmy dla siebie mnóstwo czasu na rozmowy, spotkania i sprawdzanie, czy on to ten, czy ona to ta. Wszystko w jakiś sposób zostało odstawione na bok. Mimo, że pracowaliśmy, a ja miałam na głowie magisterkę. Z niektórych rzeczy w ogóle zrezygnowałam, do niektórych niedawno wróciłam i dzisiaj widzę, że to było dobre. To jak z Dobrym Pasterzem i tą jedną zagubioną owieczką. Czasem w życiu warto wybrać jedną sprawę i na niej się skupić, tym bardziej jeśli chodzi o nasze życiowe powołanie.

Dzisiaj jestem spokojniejsza i więcej widzę. Wiem w co chcę się zaangażować, a co w ogóle nie jest dla mnie. Patrzę na moje codzienne obowiązki, które choć błahe i nic w nich nadzwyczajnego, są częścią mojej drogi do Nieba. Takie dbanie o dom, Męża, niezaniedbywanie modlitwy, pamięć o rodzinie i znajomych, czy choćby robienie zakupów. Niby nic, a czuję że w tym wszystkim jest jakaś taka tajemnica, tajemnica zawierająca odpowiedź na pytanie o to, co w życiu jest naprawdę ważne.