środa, 7 września 2016

Familiaris consortio

Ostatnio temat rodziny jest mi szczególnie bliski, w końcu jesteśmy 3,5 miesiąca po ślubie. Czytam książki, oglądam filmy.

Oczywiście w takim powszednim wydaniu macierzyństwo to niełatwa praca, a utrzymywanie rodziny, wychowywanie, to poważne zadania przysparzające wielu trosk i kłopotów. Czy więc warto?

Jakby ktoś chciał popatrzeć na takie codzienne życie kobiety w ciąży z odrobiną amerykańskiego humoru to polecam film: „Jak urodzić i nie zwariować?”. W którym jedna z bohaterek dość uciążliwie przeżywa tych dziewięć wyjątkowych miesięcy. Ale przecież my, kobiety, jesteśmy do tego przygotowywane już od maleńkości. Bawimy się lalkami w dom, leczymy pacjentów, mamy swoje własne plastikowe dzieci w wózkach. Jeśli jeszcze spotkał nas zaszczyt wzrastania w towarzystwie innych, doświadczonych mam, babć czy ciotek, które same uczyniły z rodzicielstwa sztukę i z chęcią dzieliły się między sobą radami, nasza droga do macierzyństwa jest o wiele łatwiejsza i przyjemniejsza. Gorzej jak nic nie wiemy. Ale wtedy właśnie możemy liczyć na wiele katolickich książek, filmów, konferencji, warsztatów. Gdzie możemy nie-osobiście spotkać się z przykładem świetnych kochających się rodzin, kobiet, które z macierzyństwa uczyniły coś pięknego.

Moją pierwszą lekturą było siedem cudownych historii o rodzinach, głównie wielodzietnych, zebranych w książkę „Kapłanki czy kury?” Aliny Petrowy-Wasilewicz. Jest tam jakaś taka magia rodzin, które stawiały na swoje dzieci, ich rozwój, matek, które zostawiały karierę i po prostu zajmowały się dziećmi, bo to wydawało im się naturalne i wcale nie czuły się pokrzywdzone. Nadal działały i rozwijały się, pomimo, a może właśnie dzięki temu, że dzieci obudziły w nich apetyt na wyciśnięcie z życia czegoś więcej. O ojcach, którzy stawali na wysokości zadania, tworząc dom, opiekując się rodzinami i dbając o ich byt. Najlepiej samemu przeczytać, bez znaczenia czy jesteś kobietą czy mężczyzną.

Obejrzałam też parę naprawdę dobrych filmów. Jak to na dzisiejsze kino przystało, prawie w każdym wartościowym filmie trzeba umieścić jakąś zdradę, narkotyki czy seks. Ale jakoś w filmie: „Rozumiemy się bez słów”, nic nie przesłoniło piękna życia rodzinnego, w którym wszyscy się wspierają i naprawdę kochają. W „Surferce z charakterem”, można zobaczyć jak wierząca rodzina radzi sobie z tragicznym wypadkiem córki. A w filmie „Gdzie serce Twoje” można zobaczyć ile w ludziach dobra i miłości, mimo wszystko. To akurat filmy z ostatnich dni. Ale na pewno znalazło by się ich dużo więcej.

Jest też wiele konferencji dla kobiet dostępnych w internecie, głoszonych m.in. przez ks. Piotra Pawlukiewicza, o. Szustaka, pana i panią Pulikowskich.

I książki pani Wandy Półtawskiej, do których cały czas się zabieram. Póki co przeczytałam jedną: „Uczcie się kochać” i z serca polecam.

W niektórych miastach organizowane są warsztaty, cotygodniowe czy comiesięczne spotkania dla kobiet.

Jest z czego korzystać.

Warto też oglądać filmy o świętych, bo zazwyczaj pokazywane są w nich rodziny, w których dorastali. Często pobożne i godne naśladowania, dla nas, dzisiejszych ludzi w zaganianym świecie chorującym na brak czasu.

Nie jest źle. Nawet jeśli nie mamy zbyt wiele wzorów do naśladowania wokół nas wystarczy tylko nieco się wysilić by ich poszukać. No i zawsze możemy sięgać do Pisma św. i do najpiękniejszej Mamy na świecie i ich całej Świętej Rodzinki.


Bethany Hamilton z mężem i dzieckiem, 


„Największym szczęściem jest dziecko!
Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych,
ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego.”
kard. S. Wyszyński