czwartek, 29 września 2016

Nienarodzone

Ciąża. Ciąża kojarzy się większości z czasem zachwytu nad cudem życia, z kobietą, która promienieje od środka. Tak, coś w tym jest, ale są też obawy.

Obawy, bo dopóki nie widzisz dziecka własnymi oczami nie wiesz tak naprawdę, co się z nim dzieje, a internety cały czas ci mówią o wcześniejszych porodach i wszelkich zagrożeniach. Ostatnio nawet myślę żeby zablokować portal deon.pl, bo mam dość zdjęć za wcześnie urodzonych dzieci, które są „świadectwem”. Wiem, że to jest czas wielkiej walki o życie nienarodzonych, ale mi, jako matce z dwójką dzieciaczków w brzuszku w 12 tygodniu ciąży, niemiło się patrzy na zdjęcia 20 tygodniowych bliźniaków, które nie przeżyły. I nie dość, że nasza ciąża jest ciążą podwyższonego ryzyka, to jeszcze ciągle mam w głowie opowieści o kobietach, które nawet koło tygodnia chodziły jako żywe trumny dla swoich martwych nienarodzonych dzieci. Taka trauma, której nikomu nie życzę.

I tak, jestem wierząca i oddaliśmy nasze dzieciaczki w Jego ręce, ale wszelkie komplikacje cały czas uderzają w moją wiarę i martwię się czy maluchy są całe i zdrowe. I żyję od USG do USG. Są okresy, kiedy po prostu cieszę się z tego, że są, bez obaw, oddaje się jak dziecko w Jego ręce. Ale są chwilę, kiedy znowu drżę, bo coś idzie nie tak i staram się, walczę, żeby na przekór temu, powiedzieć: Ufam.

Kiedy byłam w dziesiątym tygodniu ciąży, przypomniałam sobie o Jasiach z Bractwa Małych Stópek. To plastikowe modele 10-tygodniowego nienarodzonego dziecka. I jak sobie pomyślałam, że ktoś takiego dzieciaczka może po prostu kazać z siebie kleszczami wyjąć i zabić… Ehhh. Ja byłam człowiekiem od poczęcia, nie wiem jak nasi posłowie, senatorowie i ci wszyscy z unii. I moje dzieci są ludźmi od poczęcia. I nie wiem jak można… Jak?!

Tak samo z wadami genetycznymi. Gdy lekarz powiedział nam, że w 13/14 tygodniu ciąży możemy zrobić badania określające wady genetyczne i jakby co przerwać ciążę to myślałam, że się popłaczę. Na szczęście uprzedził nas, że w moim wieku raczej ryzyko jest niewielkie i nawet, jeśli coś by wyszło, to tego nie da się leczyć. A przecież przyjmiemy każde dziecko… Oczywiście badanie jest dodatkowo płatne i wielu lekarzy namawia na tego typu badania.

A miałam kiedyś na rękach piękną małą dziewczynkę z zespołem downa w różowych ciuszkach i jedyne, co miałam w głowie to: Jaka ona śliczna!

Bo dzieci są piękne, a jak wiadomo „piękno zbawi świat”.


I tylko chciałoby się rzec samej do siebie: Wytrzymaj, zaciśnij zęby i przetrzymaj.


Zachęcam do zapoznania się z działalnością Bractwa Małych Stópek: http://dlazycia.info/

W mojej głowie pustka.

Jest dużo spraw, o których chciałabym pogadać, ale o wiele trudniej wziąć się mi za ich pisanie.

To już miesiąc odkąd jestem ograniczona mieszkaniem i paroma wypadami poza. Pierwszy werdykt: ciąża bliźniacza zagrożona. Drugi werdykt: przeziębienie w ciąży. I cały czas muszę się ze sobą obchodzić jak z jajkiem. Wiem, wiem, to potrzebne. Wiem, wiem, to dla dzieciaczków. Ale to nie zmienia faktu, że już wymiotuję tym mieszkaniem, łóżkiem i pięcioma kątami pokoju.
Wszyscy mówią jak to super. Można gotować domowe obiadki, robić na szydełku, czytać książki, rozwiązywać sudoku, siedzieć przy kompie, słuchać muzyki, uczyć się języków. Dopiero od półtora tygodnia nie jest mi ciągle niedobrze. Wcześniej robiłam takie rzeczy, które pozwalały mi zapomnieć o huśtawce w żołądku, czyli przez większość czasu oglądałam filmy, głównie animowane.

I ponad tydzień temu mdłości minęły, został super zapach, ale już mniej drażliwy na to, co codzienne. Ucieszona poumawiałam się z koleżankami na spotkania, do fryzjera i już planowałam co by tu jeszcze, ale… Ale przyszło przeziębienie. Przeziębienie morderca, na które nie mogę wziąć cirrusa i coldrexa i odetchnąć z ulgą, tylko takie, które leczy się super domowymi sposobami. Herbatka z lipy, apteczny sok malinowy, miód, woda morska do noska, siemię lniane do gardła, ewentualnie cebula, czosnek, ale lepiej nie, bo może podrażnić żołądek. I tak leczę się tymi super specyfikami w tempie żółwia. Jeszcze się nie doleczyłam. I jak się nie wkurzyć? Kolejny weekend w domu. A mnie rwie na spacer, do lasu, na wieś, do ludzi, do rodziny, na wolność.

Wszystko do czegoś prowadzi, wszystko czemuś służy,… Tak sobie powtarzam, ale jakoś coraz trudniej mi to idzie.