Rano kino, spóźniona, ale z dziesięcioma paczkami chusteczek! Wpadłam, na szczęście, dopiero na początek filmu, jeszcze przed wyświetleniem tytułu. Bo lepiej się zabezpieczyć mając katar i ostatnio zauważając u siebie nadwrażliwość na smutne sceny. Bilet na „Złodziejkę książek” zakupiony godzinę przed seansem.
Film piękny, fabuła z potencjałem, dobrze zrobione fragmenty, ale w całym filmie czegoś brakowało. Jednak historia dziewczynki – buntowniczki, mającej swoje zdanie i umiejącej się bić, i tak mnie urzekła! Nie umiała pisać, a pokochała książki i… napisała własną! Film o poświęceniu w imię wdzięczności, o godności człowieka, bez względu na pochodzenie, o wartości takich rzeczy jak literatura, muzyka czy rozwinięta wyobraźnia w obliczu ogromu zła i wszędobylskiego strachu. O tym jak własnymi talentami możemy służyć innym. I o znaczeniu wszystkich ludzi, jakich spotykamy na naszej drodze, tych, którzy są promykami wspomnień i ciepła w naszej pamięci. Mała Liesel nie straciła pogody ducha, bo umiała pokochać tych, którzy zjawiali się w jej życiu i pomimo strat ukochanych osób, dzielnie podnosiła się by żyć dalej. The Book Thief to film o śmierci, która przychodzi czasami znienacka i wtedy ważne jest tylko to ile serca podarowaliśmy drugiemu człowiekowi, w jakim stopniu byliśmy sobą i czy żyliśmy zgodnie z własnym sumieniem, czy byliśmy dobrymi ludźmi.
Dzień kupowania ciuchów i nowego lakieru do paznokci. 500g kawy i soku pomarańczowego. Piękny dzień!
Dłuższa chwila na adoracje, Koronka, spowiedź i Msza po 15:00.
A na obiad naleśniki ze szpinakiem i orzechami! Takie cudo.
Czego tylko zabrakło?
Innych ludzi.
Więc na koniec dnia spotkanie z moją ulubioną panią rehabilitantką, chwila ze scholą i łazęga z Angelą.
Pranie, pisanie, gadanie i spać.
Jutro najpiękniejszy dzień mojego życia!
No oprócz dnia mojego ślubu!
Dzięki Jarek!
"Ten świat nie zawaliłby się beze mnie. Ale bez przyjaciół, mój zawaliłby się na pewno."
Regina Brett