„Niektórzy chyba przywykli do obecnego stanu rzeczy i trudno
im się zmienić. Poddają się. No a wtedy wszyscy...Wszyscy tracimy.” (Podaj dalej)
No tak, gdy startujemy w Nowe Życie, wszystko jest nowe i inne. Nowe: spotkania, ludzie, wydarzenia, obowiązki. Dopóki nie pojawiają się
większe wątpliwości, to człowiek brnie w to dalej i daje z siebie więcej, i
więcej. I widzi, że jest to dobre. Aż do momentu, kiedy pojawiają się pytania,
kiedy coś nie jest zgodne z jego sumieniem, kiedy nie jest tak, jak tego
oczekiwał. Kiedy zaczyna widzieć kulejącą komunikację międzyludzką, kiedy dostrzega, że ci, którzy powinni pomagać, wcale nie chcą tego robić. Kiedy zauważa,
że ludzie, którzy w pełni angażują się w pomoc dzieciom, mają gdzieś innych
bliźnich i otwierają się tylko na wybrańców. Kiedy widzi się kogoś czyniącego
ogólne dobro, a niezauważającego tych stojących obok, którzy tak bardzo chcą
być wysłuchani, zauważeni. Kiedy widzi się interesowność, brak miłości i fałsz
wśród chrześcijan. Jak do tego podejść? Co myśleć? Co robić? Nie nam oceniać,
nie nam... Ale taki kryzys może przyjść, kiedy nie wiadomo co dalej, czy to wszystko ma sens? Można zaprzestać starań, wrócić do swojego starego
trybu życia, albo wysilić się po raz kolejny, jak nas nauczył Jezus, wstając po
każdym upadku. Otrzepać się i spróbować jeszcze raz, może tym razem inaczej. Przypominając
sobie ciągle to, jak bardzo my ludzie jesteśmy słabi. Jak ja, jako człowiek, jestem słaby i kruchy,
jak często się mylę, jak często upadam. Jestem grzesznikiem jak każdy. Też
zdarza mi się odmówić miłości, też zdarzy mi się kogoś nie zauważyć, nie docenić.
Wystarczy przyjrzeć się trudnościom, które spotykamy w naszych rodzinach. Jakie
jest na to lekarstwo? Trzeba nad sobą pracować, wymagać od siebie, rozglądać
się, by zauważać potrzeby innych, by widzieć tych, których nikt nie dostrzega,
których świat przekreślił. Skoro ktoś w czymś kuleje to przecież ja mogę
wypełnić tę lukę, pomóc mu, a on dokona to, czego ja nie potrafię. To się nazywa
współpraca. Nie idealne współgranie ludzi ze sobą, ale pełne trudu i zmagań
tworzenie czegoś, z czego pożytek mogłaby odnieść choćby jedna
osoba. Liczy się cel, liczy się to, co chcemy zmienić. A
możemy zmienić cały świat, zaczynając oczywiście od nas samych. Wybaczając, akceptując
wady bliźnich, pamiętając, że wszystko, co robimy, jest z woli Tego, który nas
posłał. Że jeśli Mu zaufamy, On nas nauczy kochać i nieumiejętnych nauczać, wątpiącym dobrze radzić, grzeszących upominać,
krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, strapionych pocieszać, modlić
się za bliźnich, żywych i umarłych. I nie bać się, ale wierzyć. Amen.
Więcej o breloku: http://www.mt1033.pl/