Sklep, kolejka i dziewczyna, która na ciebie wręcz wchodzi, ale ty zaciskasz zęby i na przekór, dodajesz: „Miłego dnia!”, odchodząc od kasy. Idziesz na uczelnie, a tam nikt nawet nie chce wziąć od ciebie Excela, na horyzoncie żadnej osoby, której mogłabyś pomóc i czujesz się taka total niepotrzebna. Modlitwa nie idzie, wytrzymanie na Mszy graniczy z heroicznym wysiłkiem. Trochę bólu codziennego, brak chęci do ćwiczeń. I taki wewnętrzny przymus, żeby komuś dowalić… Nie dam się! Nie dam się sprowokować! Nie będę wredna dla ludzi tylko dlatego, że mam dość wszystkiego, że codzienne cierpienie dobija i nie raz lamentuje Panu Bogu, że tego już za wiele, że przesadza. A On dalej te swoje „starczy ci Mojej Łaski”… A jak nie styrczy?
Zadanie do zrobienia, dwa projekty, matma do zaliczenia, mieszkanie do znalezienia, 2 miesiące do zabiegu. Full marzeń i kalekie ciało. Cała lista zaległych spraw.
Wiesz co, Panie Boże? Ty się tym zajmij! A mi pokaż kogoś bardziej potrzebującego ode mnie, żebym skończyła wreszcie z tym egocentryzmem. Amen.